„To nie moje pieniądze” – najnowsza książka mecenasa Jacka Dubois

Starannie skonstruowana fabuła, głęboka wiedza prawnicza i subtelnie wprowadzane zagadnienia prawne, wyraziste postacie oraz nieprzewidywalne zwroty akcji – to cechy charakterystyczne książek mecenasa Jacka Dubois.

Jacek Dubois to adwokat specjalizujący się w prawie karnym, który z pasją łączy swoje zawodowe zaangażowanie w dziedzinie prawa z miłością do pisania. Jako pisarz zadebiutował tworząc fascynujące powieści sensacyjne przeznaczone dla dzieci i młodzieży. Jego debiutancka książka, zatytułowana „A wszystko przez Faraona”, została nominowana do prestiżowej Nagrody Polskiej Sekcji IBBY – „Książka Roku”. Co więcej, powieść ta została przetłumaczona na język chiński. Dla dzieci napisał również „Koty pustyni,” „Sfinks w (o)błędzie,” „Kosmiczny Galimatias,” „Agencję detektywistyczną” oraz „Królewski skarb.”

W ostatnich latach pisarz skupia się jednak przede wszystkim na tworzeniu literatury dla dorosłych. Wśród jego ostatnich publikacji znajdziemy m.in. „Nieład, czyli iluzje sprawiedliwości” oraz zbiory felietonów. Jacek Dubois to także stały felietonista w wielu magazynach, prowadzi również bloga w mediach społecznościowych, gdzie dzieli się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami i myślami.

Najnowsza książka Jacka Dubois „To nie moje pieniądze” zabiera nas w świat dużych kancelarii prawniczych, wybitnych adwokatów, ogromnego biznesu i równie imponujących fortun. Jednak z jednej z renomowanych kancelarii znikają sto milionów złotych, które zostały zdeponowane jako zabezpieczenie. W tej intrygującej zagadce jest wielu podejrzanych, a mimo to sprawcy wydają się pozostać niewykryci.

Kto jest odpowiedzialny za kradzież? Kto zyskał na tej nieuczciwej intrydze? Czy to była zwykła kradzież, czy może misternie uknuta intryga?

Warto podkreślić, że książka została wzbogacona o wiersze Anny Pawlikowskiej, dodając jeszcze bardziej głębi i emocji do tej pełnej zagadek opowieści.

Poniżej przestawiamy fragment książki „To nie moje pieniądze”.

Przez głowę Karoliny przelatywały przerażające wizje. Oczami wyobraźni widziała siebie na lotnisku podającą urzędnikowi w czasie odprawy dowód osobisty do kontroli. Pracownik długo go ogląda, potem dyskretnie przyciska guzik pod pulpitem, a za jej plecami pojawiają się funkcjonariusze straży granicznej. Mówią jej, że wiedzą kim jest i że już im nigdy nie ucieknie, prowadzą ją do radiowozu, po czym na sygnale wiozą do aresztu w Białołęce.

Udało jej się przegnać tę wizję, lecz od razu pojawiła się nowa. Tym razem ujrzała Magdę leżącą na szpitalnym łóżku.

Kobieta właśnie otworzyła oczy, a siedzący obok prokurator zapytał:

– Czy będzie pani zeznawać?

– Tak, powiem wszystko, Karolina ukradła moją tożsamość.

Musicie ją zatrzymać, chcę być z powrotem sobą.

– Oczywiście, zaraz ją zatrzymamy.

Nie chcąc, by pojawiła się nowa wizja, Karolina starała się myśleć o czymś miłym. Próbowała przywołać widok morza, którego delikatne fale rozbijają się o rafę. Tym razem jednak ujrzała siebie obok Korna. Trzymali kije golfowe i stali przy trzecim dołku; tylko nie wiadomo dlaczego, on był we fraku i czarnym cylindrze, a w butonierkę miał wpiętą wielką orchideę. Ona była w długiej, białej koronkowej sukni. Korn uśmiechał się do niej demonicznie. Uklęknął przed nią i sięgnął po jej dłoń. Jego ręce się lepiły.

– Ukochana, zróbmy to razem – rzekł.

– Co razem? – spytała przerażona Karolina.

– Ukradnijmy maszynę do makaronu.

– Nie, nie ukradnę jej! – krzyknęła, zrobiła zamach kijem i uderzyła go w głowę, która oderwała się od tułowia, poszybowała, po czym upadła w centralnym punkcie wielkiego weselnego tortu. Korn uśmiechnął się do niej z tortu i porozumiewawczo mrugnął…

Karolina wzdrygnęła się i powróciła do rzeczywistości, i zobaczyła, że taksówkarz przygląda się jej coraz bardziej ostentacyjnie. Zapłaciła i nie czekając na wydanie reszty, pobiegła do domu.

– Czy zwierzyna połknęła przynętę? – spytał Andrzej.

– Nawet za bardzo. Czy wiesz, co on wymyślił? Chce, żebyśmy polecieli do Rzymu?!

– Świetnie. Już jest nasz – ocenił.

– Świetnie!? – powtórzyła Karolina, patrząc na niego ze zdziwieniem. – Nie widzę w tym niczego świetnego. Mam lecieć do Włoch z fałszywymi papierami, negocjować kupno jakiejś maszyny, nie znając żadnej reguły prawnej, a na koniec mam być podrywana przez tego obleśnego typa. Gdy mnie nie będzie, Magda odzyska przytomność, wyjaśni całą pomyłkę, a ja z lotniska trafię prosto do więzienia. Wytłumacz mi, co w tym widzisz świetnego!?

Przytulił ją, zdając sobie sprawę, że za chwilę będzie musiał wymienić kolejną koszulę. Głaskał ją uspokajająco po plecach.

– Rzym leży w strefie Schengen – przypomniał. – Odprawisz się zdalnie i nikt nawet nie spojrzy na twoje dokumenty.

Rozmawiałem z lekarzem Magdy. Z każdym dniem jej stan się poprawia, ale ze względów medycznych jeszcze co najmniej dwa dni będzie w śpiączce farmakologicznej, więc na pewno nie wyjaśni żadnego nieporozumienia. Jeśli chodzi o umowę, to przygotuję ci wszystkie uwagi, które przedstawisz w trakcie negocjacji. Nikt się nie zorientuje, że się na tym nie znasz.

– Naprawdę myślisz, że się nam uda?

– Tak, jesteś doskonałą aktorką!

– Nie chcę być aktorką. Całe życie byłam sobą i tak ma zostać – oświadczyła.

– To potrwa tylko kilka dni. Dowiedziałaś się u niego czegoś ciekawego?

– Nie. Przez chwilę byłam nawet sama w jego gabinecie, bo on poszedł spotkać się z prawnikiem. Obeszłam cały pokój, udając, że oglądam obrazy, i zerknęłam na papiery leżące na biurku. Jakaś umowa kupna akcji. Nic, co by nas mogło zainteresować.
– W Rzymie będziesz miała więcej czasu.